"Trzecia władza"  (14)

     Krzysztof Zieniuk w 1985 r. jako sędzia Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku,
a jednocześnie prezes tego sądu orzekał w głośnym "procesie gdańskim", 
wytoczonym liderom "Solidarności": Władysławowi Frasyniukowi, Adamo- 
wi Michnikowi i Bogdanowi Lisowi. Opozycjoniści zostali aresztowani 13 
lutego 1985 r. w Gdańsku podczas jawnego spotkania działaczy "Solidar- 
ności" z Lechem Wałęsą. 
     Proces urągał wszelkim standardom praworządności. Był demonstracją 
przemocy sądowej. Oskarżonym odbierano podczas rozprawy głos, nie 
pozwalano składać wyjaśnień, ignorowane też były wnioski obrońców. 
     "Wyrok ma znaczenie historyczne i symboliczne: to jedyny sędzia 
wydalony z zawodu na mocy ustawy z 1998 r. o odpowiedzialności dyscypli- 
narnej sędziów, którzy, orzekając w PRL w procesach będących formą 
represji politycznej, sprzeniewierzyli się niezawisłości sędziowskiej" - 
napisała dzień po decyzji SN na łamach "Gazety Wyborczej" Ewa 
Siedlecka. 
     10 lat zajęło parlamentarzystom niby wolnej Polski uchwalenie ustawy, 
dotyczącej skazania jednej, niezbyt ważnej osoby! Sędzia Zieniuk zapewne 
miał pecha, że sądził tych właśnie trzech podsądnych. Wszyscy pozostali 
solidarnościowi opoozycjoniści, sądzeni nawet w większym gronie, nie mieli 
takiej siły przebicia. Proces weryfikacji komunistycznych sędziów w III RP 
był jedną wielką fikcją i farsą, z udziałem ówczesnych ministrów sprawiedli- 
wości: Adama Bentkowskiego, Hanny Suchockiej, Lecha Kaczyńskiego. Farsa 
niestety skutkowała kontynuacją tamtej maniery prowadzenia rozpraw w 
procesach sądów współczesnych, dalekiej od bezstronności. Czytając ten 
rozdział, jak żywe stanęło przede mną wspomnienie sprawy, toczonej przeciw 
mnie w 2022 r. przez sędzię Lidię Siedlecką. Przypadkowa zbieżność nazwisk 
i łódzkie pochodzenie obu sędzi? Pobieżna analiza postawionych zarzutów, ich 
interpretacja przez sędziów i sam przebieg procesu stwarzały wrażenie, jakby 
poziom profesjonalizmu skarżącego i sądzących równał do standardów stali- 
nowskich kursów przyuczenia prawniczego "o skróconym programie i przy- 
spieszonym cyklu nauczania" dla absolwentów szkół zawodowych. Po swoich 
doświadczeniach, przychylam się do opinii o polskiej praworządności sądow- 
niczej, jako sięgającej dna, wyrażanych na kartach omawianej tu książki i na 
łamach współczesnych, niezależnych mediów, zaś wydarzenia 2024 r. tylko ją 
utwierdzają. 
     Nigdy w środowisku sędziowskim nie było woli rozliczenia się z proble- 
mem przeszłości i budowania na nowo wymiaru sprawiedliwości na nor- 
malnych fundamentach. Sędziowie nigdy później z własnej inicjatywy nie 
podjęli się samooczyszczenia. 
     Była to też ostatnia poważna próba polityczna rozwiązania tego problemu.
Upływający czas robił swoje, a sędziowie, którzy mieli na swoich sumieniach
grzechy totalitarnego państwa, wsiąknęli w III RP, stając się demokratami 
i piewcami praworządności. Ich licencją sprawiedliwych były teraz procesy 
rehabilitacyjne ofiar czasów stalinowskich - szczycili się udziałem w tych 
procesach: byli tymi, którzy po latach przywracają sprawiedliwość. 
 
     Po dojściu PiS do władzy w 2015 r. rozpoczął się pierwszy fundamentalny
spór ustrojowy między władzą polityczną i sądowniczą, który wcześnniej w 
historii III Rzeczypospolitej się nie zdarzył. Jarosław Kaczyński próbował 
osłabić niezależność sądownictwa, widząc w zbyt rozbudowanych sędziow- 
skich gwarancjach bezpieczną przystań dla różnego rodzaju patologii. 
     Główną postacią w naprawie sądownictwa według wizji prezesa PiS był 
Zbigniew Ziobro, który grał też pierwsze skrzypce w generowaniu sporu z 
sędziami i szerzej, ze środowiskiem prawniczym. 
     Minister wywodzi się ze środowiska prawniczego. Trudno wyjaśnić, 
dlaczego nie wpisał się w jego niepisany kanon, w którym solidaryzm, 
nieformalne hierarchiczne podporządkowanie autorytetom, głównie uczel- 
nianym profesorom, było czymś naturalnym. Tymczasem Ziobro krakow- 
skim profesorom prawa z UJ naraził się, gdy był jeszcze wiceministrem 
sprawiedliwości u Lecha Kaczyńskiego. Kiedy w 2001 r. wspierał ówczes- 
nego ministra sprawiedliwości wzywającego do zaostrzenia polityki karnej 
i surowszego egzekwowania prawa przez sądy.  Zresztą skutecznie. 
     Uczeń ośmielił się mieć odmienne zdanie na temat prawa i praworządności, 
niż jego krakowscy profesorowie?! Do tego, wbrew ich opiniom, ośmielił się 
wprowadzać w życie reformatorskie pomysły, jako wiceminister, a później 
minister sprawiedliwości. Zmieniać zapisy w kodeksach karnych, autorstwa 
najwybitniejszych postkomunistycznych luminarzy takich, jak prof. Andrzej 
Zoll, prof. mgr Andrzej Rzepliński. Oburzeni profesorowie zorganizowali 
skuteczny mur oporu przeciw rządom PiS, Ziobry i "Solidarnej Polski", zmobi-
lizowali unijnych komuchów do frontalnej wojny propagandowej i finansowej 
z "dobrą zmianą". Zabetonowali ambicje wyniesienia Polski ponad marazm 
politycznego i gospodarczego  uzależnienia od Niemiec. Najwybitniejsi wykła-
dowcy prawa i elita "nadzwyczajnej kasty" IUSTITIA, całą swoją mocą wspie-
rają bodnaryzację praworządności, dokonywaną przez ludzi najwybitniejszego 
polskiego polityka wszechczasów, niedościgły wzór prawdomówności i spra- 
wiedliwości, gorącego patriotę unijnego. Wszystko to czynione wprawdzie 
niezgodnie z obowiązującą konstytucją lecz umotywowane zaszczytną obroną 
OTUA i celem zaprowadzenia zielonej komuny unijnej, pod przywództwem 
Niemców.