"Trzecia władza"  (26)

     Dla Kaczyńskiego priorytetem nie była wcale poprawa szybkości i jakości
procesów, lecz przebudowa fundamentów okrągłostołowego państwa, która 
biegła przez sądownictwo, środowiska sędziowskie i prawnicze. Kaczyński 
uważał te grupy za nosicieli i strażników systemu ukształtowanego w czasie 
transformacji. Systemu, który przeniósł stare PRL-owskie elity do nowej 
rzeczywistości, zapewniając im konstytucyjną gwarancję nietykalności, na 
których straży stały prawne instytucje, takie jak Trybunał Konstytucyjny czy 
Sąd Najwyższy. Wywrócenie tego systemu było więc dla niego głównym 
celem. O tym mówił na krakowskim wykładzie pięć lat wcześniej. Chodziło 
o złamanie hegemonii liberalnych i lewicowych elit na wszystkich polach, 
szczególnie w edukacji, która transferowała nowe pokolenia prawników, 
naukowców wychowanych i wyedukowanych wedle okrągłostołowych dog- 
matów i międzypokoleniowo chroniących tak ukształtowany system. Tych 
ludzi również należało odsunąć. 
     W takim ujęciu spojrzenie Ziobry na reformy było wycinkowe. Lider PiS 
chciał wywrócić stół, a nie tylko zrobić na nim porządek. 
     Obawy środowisk prawniczych rosły. Krytyka autorytarnych zapędów 
władzy pojawiła się już w kampaniach wyborczych, zanim PiS doszło do 
władzy. Prawnicy obawiali się skłonności PiS do lekceważenia zasad demo- 
kratycznego państwa prawa, obowiązujących norm czy praw obywatelskich. 
W pamięci ciągle był żywy okres pierwszych rządów PiS w latach 2005- 
2007, gdy momentami styl sprawowania władzy przypominał państwo 
policyjne. 
     Te same środowiska prawnicze nie mają najmniejszych obaw wobec 
"lekceważenia zasad demokratycznego państwa prawa, obowiązujących norm 
czy praw obywatelskich" przez Koalicję Obywatelską, po objęciu przez nią 
rządów w 2023 r. Łamaniu przepisów prawa i konstytucji w stopniu o wiele 
większym, niżby Kaczyńskiemu czy Ziobrze przyszło do głowy. Co więcej, 
owe "środowiska prawnicze", z Zollem, Chmajem i Rzeplińskim na czele, 
akceptują i popierają bezprawne wolty Tuska i Bodnara, czynione pod hasłem 
"demokracji walczącej". Taki jest klimat polskiej praworządności "bodnarow- 
skiej", wręcz "bodnaryckiej", kreowanej przez byłego "rzeźnika obywatelskie- 
go". 
     Protuskowe środowisko prawnicze stanęło w oporze również wobec 
Andrzeja Dudy, od początku jego prezydentury. Najpierw zakwestionowano 
ułaskawienie 16.11.2015 byłych szefów CBA, Mariusza Kamińskiego i 
Macieja Wąsika, skazanych nieprawomocnie za tzw. "aferę gruntową".  
     To była jednak tylko zapowiedź tego, co miało rozpocząć się zaledwie 
kilka tygodni później, kiedy PiS postanowiło unieważnić wybór sędziów TK 
wybranych na podstawie niekonstytucyjnego przepisu, uchwalonego kilka 
miesięcy wcześniej przez Platformę Obywatelską w starym Sejmie. 
     W październiku 2015 r. na podstawie tego przepisu PO wybrała trzech 
nowych sędziów na miejsce tych, którym wygasały kadencje, oraz dwóch 
sędziów niejako awansem, wyręczając w tym wyborze posłów nowej kadencji
Sejmu. Było to złamanie praktyki kształtowanej od blisko dwudziestu lat. Po 
dojściu do władzy Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało o unieważnieniu tak 
dokonanego wyboru. Zachłyśnięty siłą mandatu politycznego Jarosław 
Kaczyński postanowił pójść na całość. Zakwestionował nie tylko dwóch 
wybranych awansem sędziów, ale także całą piątkę wybraną przez PO i 
powołał na ich miejsce nowych, bliskich nowemu obozowi władzy. W ten 
sposób PiS, próbując naprawić niekonstytucyjny wybór Platformy, posunął 
się do tego samego co ona wcześniej. 
     Wybrani w czasach Platformy sędziowie zostali zablokowani. Prezydent 
Duda nie odebrał od nich ślubowania. Powstał spór, czy procedura ich 
powołania była pełna i czy ich wybór mógł być unieważniony na tym etapie. 
Czy prezydencka prerogatywa miała jedynie charakter formalny, czy też 
mogła być czynnikiem blokującym? Większość prawników uznała to jednak 
za złamanie konstytucji zarówno przez Sejm, jak i przez samego prezydenta

Ta sprawa rozpoczęła wieloletni spór o praworządność w Polsce. 
     Których trzech z pięciu podanych sędziów prezydent miał zaprzysiąc? 
Najprzystojniejszych? Pierwszych z listy? Pierwszych alfabetycznie? 
Wylosować z zamkniętymi oczami? Których by nie zaprzysiągł, uczyniłby to 
"na podstawie niekonstytucyjnego przepisu, uchwalonego kilka miesięcy 
wcześniej przez Platformę Obywatelską w starym Sejmie". Zatem - złamałby 
konstytucję. Sprawa wróciła więc do Sejmu już zmienionego po wyborach. 
Liberalno - lewackie "środowiska prawnicze", oświecane retoryką takich 
luminarzy, jak profesorowie: Zoll, Chmaj, Rzepliński, uważają, że ich pojęcie 
praworządności może być niezgodne z obowiązującą konstytucją Rzeczypo- 
spolitej, jaką by ona nie była. Innym takiego prawa odmawiają. Popierają 
zatem i prawem kaduka definiują niepraworządność "demokracji walczącej" 
Tuska. Prawem także babki Pawlakowej: "Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi
być po naszej stronie". Komisja Wenecka trochę ich buty opiłowała opinią, 
wydaną w październiku 2024.