"Trzecia władza" (16)
Dla PiS symbolem patologii w tamtych czasach stał się sędzia Zbigniew
Wielkanowski z Torunia. Bohater głośnego artykułu, który ukazał się w
"Rzeczpospolitej" w 2000 r. pt. "Sędzia do wynajęcia". Autorzy Anna
Marszałek i Bertold Kittel napisali min., że Wielkanowski, sądząc oskarżo-
nych o udział w strzelaninie w sądzie, wydał "kompromitująco niski" wyrok,
że jest znajomym Edwarda Ś. ps. Tato, szefa toruńskiego gangu, oraz że w
"zagadkowych okolicznościach" nbył luksusowego mercedesa. ("Sędzia
Wielkanowski z Torunia nadal będzie orzekał", Dziennik.pl, 11 V 2011)
Tygodnik "Wprost" pisał:
"Sędzia Marek C. w 2001 r. pijany pojawił się w sali Sądu Rejonowego
w Lublinie, a następnie nie poddał się badaniu alkomatem. Sprawa trafiła
do sądu dyscyplinarnego. Marek C. został zawieszony na trzy lata, kasując
przy tym co miesiąc połowę pensji. Na koniec dostał 50 tys. zł wyrównania i
wykorzystał zaległy półroczny urlop. A po odpoczynku, jak gdyby nigdy nic,
wrócił do pracy. Równie łagodnie postępowano z Hubertem P., innym
lubelskim sędzią, który próbował orzekać, bełkocząc i chwiejąc się na
nogach. Został skazany na... trzyletnie zamrożenie pensji. Sędziego Jarosła-
wa M. z Opola cztery lata temu policja zatrzymała w towarzystwie wielo-
krotnie karanego sutenera Wiesława K. Zarzucono mu uchybienie godności
zawodu. Nie czekając na zakończenie sprawy, Jarosław M. zdecydował się
odejść z sądu, ale potem wycofał rezygnację. Na szczęście powrót do orzeka-
nia zablokował mu sam szef resortu sprawiedliwości. Wtedy M. odwołał się
do sądu pracy, gdzie przyznano mu 180 tys. zł odszkodowania." (B.
Wildstein, G. Pawelczyk "Ziobro kontra klika sprawiedliwości", "Wprost"
2006)
Sędziowie byli przerażeni tak radykalnymi pomysłami (min. Ziobry).
Sędzia Stanisław Dąbrowski, przewodniczący KRS, podsumował to tak:
"Przygotowuje się szereg projektów ustaw mających wzmocnić pozycję
ministra w sposób niezgodny z konstytucją. W Polsce obywatele w większości
nie wierzą w niezależność sądów, dlatego oczekują, że minister przyjmie rolę
obersędziego. Władza wykonawcza ochoczo te nastroje wykorzystuje. Tym-
czasem sądy są najważniejszym zabezpieczeniem przed zakusami autory-
tarnymi. I jeśli doszłoby do ograniczenia niezawisłości sędziowskiej, najsil-
niej odczują to sami obywatele." (K. Burnetko, 'Ziobro Zbigniew',
"Polityka" 2007, 7 III)
W eurolandzie przywiślańskim, obywatele, którzy mieli nieprzyjemność
zetknąć się z machiną sądowniczą, odnoszą wrażenie, że to jest najbardziej
autorytarna instytucja. Co więcej - gorliwie wspierająca "zakusy autorytarne"
aktualnie rządzącej koalicji, dawnych obrońców OTUA.
Ustawa z 18 października 2006 r. (o ujawnianiu informacji o dokumen-
tach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 oraz treści tych
dokumentów) zakłada szeroką lustrację życia publicznego poprzez ujawnie-
nie pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z
nimi w latach 1944-1990. Miały temu służyć oświadczenia lustracyjne
składane przez osoby piastujące lub kandydujące do funkcji publicznych.
Przyznanie się do pracy/współpracy nie zamykało im drogi do dalszych
karier, ale złożenie nieprawdziwego oświadczenia lustracyjnego już tak. Za
tym stały też surowe sankcje karne.
Ustawa nakładała obowiązki lustracyjne na ponad 700 tys. osób, budziła
kontrowersje i protesty. Podzieliła też Trybunał Konstytucyjny. Wyrok
blokujący ustawę nie zapadł jednomyślnie. aż dziewięciu sędziów z jedenas-
toosobowego składu złożyło zdania odrębne do poszczegółnych decyzji
kwestionujących zapisy ustawy lustracyjnej.
Sędziowie TK zakwestionowali też publikację przez IPN w internecie list
zawierających nazwiska agentów i konfidentów SB, a także przepisy nakła-
dające sankcje w postaci utraty stanowiska za nieterminowe złożenie
oświadczeń oraz dziesięcioletni zakaz pełnienia funkcji publicznych za
dopuszczenie się kłamstwa lustracyjnego.
Było to jedno z najpoważniejszych orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego
w historii. Chodziło w nim przede wszystkim o dokonanie urzędowej oceny
z pozycji konstytucyjnych mrocznych dziejów naszej historii. Trybunał nie
sprostał temu zadaniu, wykazując nadmierną, niekiedy wręcz niepojętą
wyrozumiałość i łagodność. Tym samym storpedował ostatnią, dramatyczną
próbę dokonania elementarnego rozliczenia osób działających szczególnie
aktywnie na rzecz komunistycznego ustroju. Do organów totalitarnych nie
zaliczył np. cenzury czy Urzędu ds. Wyznań. Nie do zaakceptowania są też
niektóre podmiotowe wyłączenia spod obowiązku składania oświadczeń
lustracyjnych. I tak jeśli np. chodzi o profesorów, to uzasadniono to tym, że
ewentualna sankcja za złamanie obowiązku złożenia oświadczenia lustra-
cyjnego kolidowałaby z konstytucyjną zasadą wolności prowadzenia dzia-
łalności naukowej i dydaktycznej. Nie przejęto się więc tym, że pracownicy
naukowi odpowiedzialni za wtłaczanie studentom totalitarnej ideologii i
współpracujący z organami tego państwa mogą kontynuować spokojnie
swoją działalność, bez konieczności przynajmniej ujawnienia swojej
haniebnej przeszłości. Z merytorycznego punktu widzenia nie było przy tym
różnicy, czy pracownicy ci zatrudniani są obecnie w szkolnictwie państwo-
wym czy prywatnym. Z kolei odnośnie do dziennikarzy uznano, że nie
prowadzą oni działalności publicznej.
Problem związany z ustawą lustracyjną jest dowodem niedokonania dekomu-
nizacji III RP. Największe konsekwencje tego odbiły się najbardziej na szkol-
nictwie wyższym, gdzie weryfikacja kadry naukowej dokonywała się niejako
pokątnie, nieoficjalnie, dostarczając nowym pokoleniom skancerowanego
poglądu wartości i dwuznacznej oceny moralności tych, którzy powinni być
obiektem szacunku i autorytetu. Szczególnie podle wygląda to na wydziałach
prawa. Jaką praworządność może mieć państwo, którego prawo tworzą
współpracujący z komunistyczną bezpieką, a egzekwują to prawo ich
uczniowie? Autorzy nieudanej lustracji popełnili na początku dwa kardynalne
błędy:
1. Utajniono tzw. "listę Macierewicza", z najważniejszymi nazwiskami, z
"Bolkiem" na czele. "Listę Macierewicza", zwaną też "tajnym załącznikiem",
ujawnili dopiero, w ograniczonym zakresie, W. Sumliński i T. Budzyński w
publikacji "Aneks-niebezpieczne związki III RP", wydanej w 2023 r.
2. Ujawniono, nie korygując, tzw. "listę Wildsteina", na której nazwiska
"figurantów" figurowały łącznie z "TW", przez co inwigilowani przez SB
odczytywani byli jako donosiciele. Wildstein mógł publicznie wyjaśnić swoją
pozycję na "swojej" liście. Większość takiej możliwości nie miała. Wprawdzie
"lista Wildsteina" dotyczyła podobno tylko Regionu Mazowsze, to kilka
tysięcy osób zostało fałszywie posądzonych, bez możliwości rehabilitacji.
Upłynęło przeszło 30 lat od nocnego posiedzenia, dot. odwołania rządu Jana
Olszewskiego, a większość "TW" z aneksu Macierewicza jest oficjalnie nadal
utajniona. Komuna nie tylko trzyma się mocno, ale towarzysze ze Starych
Kiejkutów przerabiają teraz III RP na zielonokomunistyczny euroland, używając
do tego narzędzia, zw. rządem Tuska, uszczęśliwiającego tubylców zgodnie z
napisanym prawem, albo je omijając przy pomocy większości usłużnych
prawników polskich i unijnych.



