"Trzecia władza" (11)
Już na początku lat 90. wśród części nowej klasy politycznej zaczęła być
widoczna tendencja do temperowania przyjętych w 1989 r. reform w sądow-
nictwie, zwłaszcza tych, które dawały sędziom gwarancje nietykalności i
szeroką autonomię w sprawach kadrowych. Wahadło za bardzo odbiło w
drugą stronę, a zniewolonemu w czasach PRL sądownictwu dano na zasa-
dzie odreagowania zbyt dużo wolności od władzy politycznej i kontroli
społecznej. Krokiem do tyłu miało być zapewnienie ministrowi sprawiedli-
wości większego wpływu na sądownictwo, który utracił w 1989 r.
W grudniu 1991 r. ministrem sprawiedliwości został Zbigniew Dyka,
adwokat, polityk związany ze Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym. I
to za jego kadencji podjęto pierwszą w III RP poważną próbę oczyszczenia
sądownictwa. W lutym 1992 r. do Sejmu trafił rządowy projekt zmian w
ustawach: Prawo o ustroju sądów powszechnych, o prokuraturze, o Sądzie
Najwyższym, o Trybunale Konstytucyjnym, o KRS i powołaniu sądów
apelacyjnych.
Projekt reklamowano jako mający poprawić sytuację obywatela i innych
podmiotów, których sprawy są załatwiane w sądach i prokuraturze. Od
tamtego czasu hasła "poprawa sytuacji obywatela przed sądem" czy
"skrócenie czasu postępowań" były kluczem dla kolejnych ministrów w
następnych dekadach, z których każdy miał swój autorski pomysł na
"poprawę sytuacji obywatela" i "skrócenie czasu procesów". Zazwyczaj
skutek tych zapowiedzi był marny.
Pomysłowi ograniczania kompetencji samorządu z równoczesnym zwięk-
szeniem wpływu ministra sprawiedliwości na obsadę stanowisk sędziowskich
i funkcji administracyjnych w sądach sprzeciwiało się za to środowisko Unii
Demokratycznej, a także SLD, PSL i liberałów. Zwłaszcza postkomuniści
stali się bardzo szybko gorliwymi obrońcami praworządności i idących za
nią gwarancji niezawisłości i niezależności sądownictwa. Projekt bulwerso-
wał też samo środowisko sędziowskie, które alarmowało, że mogłoby to
doprowadzić do zdominowania doboru kadry sędziowskiej przez minister-
stwo. Krytyczną uchwałę w tej sprawie podjęła Krajowa Rada Sądownictwa.
Przemożny wpływ samorządów sędziowskich na wybór sędziów powodo-
wał dość często, że o poparciu kandydata i wyborze na stanowiska funkcyjne
w poszczególnych sądach wcale nie decydowały kryteria merytoryczne, ale
układ koleżeński lub przekonanie, że lepiej mieć w sądzie miernego, ale
własnego prezesa, który nikomu nie zrobi krzywdy, niż kogoś, kto będzie
dokonywał rewolucji. Tak wprowadzany z pełną premedytacją "zarządczy
bezwład" wprost odbijał się na pracy sądu i w konsekwencji udderzał na
przychodzących doń obywateli.
"Sąd Rejonowy w Hajnówce (woj. podlaskie) wydał wyrok ws. Włodzimie-
rza Cimoszewicza. Były premier był oskarżony o potrącenie rowerzystki na
przejściu dla pieszych. Dodatkowo jego samochód nie miał ważnych badań
technicznych. Do zdarzenia doszło w maju 2019 roku. Włodzimierz Cimosze-
wicz został uniewinniony ws. potrącenia rowerzystki i ucieczki z miejsca
zdarzenia. Sąd umorzył sprawę z powodu przedawnienia. Wyrok jest niepra-
womocny. Nie wiadomo, czy prokuratura złoży odwołanie." (Cytat z informacji
internetowej Wprost 21.06.24) 5 lat trwały czynności przygotowawcze do
rozprawy w Sądzie Rejonowym!
Mecenas Zbigniew Dyka już nie żyje, minister Zbigniew Ziobro walczy z
rakiem, a "nadzwyczajna kasta" nadal "kastą nietykalnych". Uściślając, doty-
kać ją mogą tylko trybunały zagraniczne, społeczeństwu polskiemu zaś wara.
Sceptycznie o sądowej drodze weryfikacji wypowiadał się m.in. poseł
Stefan Pastuszewski z Chrześcijańskiej Demokracji:
"Nie wierzę, by jakikolwiek sąd dyscyplinarny wydalił sędziego za
sprzeniewierzenie się zasadzie niezawisłości. Działa tutaj bowiem syndrom
lojalności grupowej, niechęć do szkodzenia kolegom, jak również zwyczajna
solidarność środowiskowa. Należy pamiętać, że sędziom, którzy w czasach
komunistycznych orzekali nawet drakońskie wyroki, nikt jeszcze nie udo-
wodnił, że działali na polecenie partii czy UB. Ferowali oni wyroki w
granicach obowiązującego prawa i każdy z nich powie dzisiaj, że działał
wyłącznie sam, zgodnie ze sowim sędziowskim sumieniem, z ówczesnym
rozumieniem racji stanu. Nie ma i nie będzie dowodów na to, że sędzia
działał na zasadzie sprzeniewierzenia się niezawisłości. Poufnych poleceń
bowiem nie wydaje się z reguły na piśmie.
(...) nawet w procesach politycznych prawie nigdy nie znajdzie się
uchybień formalnych lub merytorycznych."
Słowa posła po latach okazały się prorocze.
30 lat upłynęło, a sprawa sędziów "funkcyjnych" - podatnych na sugestie-
wciąż dokucza i jak się okazuje - coraz bardziej. Jedna z wielu chorób zakaź-
nych III RP, przejętych po PRL, nie wyleczona radykalną terapią, jątrzących
się ropiejącymi ranami przez dziesięciolecia, doprowadzając do gangreny
organizmu.



