"Trzecia władza" (10)
Autor wymienia dwadzieścioro sędziów stanu wojennego, którzy zostali
powołani do Sądu Najwyższego w 1990 r., głównie pułkowników Ludowego
Wojska Polskiego. Tylko dwojgu cywilnym przypisał pozytywną charakterys-
tykę.
Niestety wśród sędziów znalazło się sporo osób z życiorysami, które w
sposób bezdyskusyjny dyskwalifikowały ich jako sędziów w demokratycznym
państwie prawa. Tymczasem w wolnej Polsce stworzono im warunki do
rozwoju karier i budowania nowego systemu sądowniczego, na którego czele
się znaleźli.
Brak politycznej weryfikacji sądowych kadr i obsadzenie Krajowej Rady
Sądownictwa ludźmi związanymi z reżimem PRL - stworzyły prosty mecha-
nizm kontrolowanego kształtowania przez odchodzące władze nie tylko
składu nowego SN, ale też nowo powołanych sądów apelacyjnych i całej
struktury sądownictwa powszechnego, wojskowego i administracyjnego.
Rysowany przez prof. Adama Strzembosza obraz nowego, rodzącego się
SN jest miejscami sielankowy, niekiedy wręcz entuzjastyczny. To prawda,
że Sąd Najwyższy po 1989 r. miał bezdyskusyjny wkład w budowę demokra-
tycznego państwa prawa. Jego kadry przez kolejne dekady kształtowały
rzeczywistość prawną i orzeczniczą w Polsce. Jednak tego jednego elementu,
jakim było oczyszczenie sądownictwa ze spuścizny PRL, w tej sielankowej
układance zabrakło. W efekcie miało to szereg negatywnych konsekwencji
dla życia społecznego i polityczneo w Polsce.
Nie mając wglądu do przeszłości łódzkich sędziów, przez których miałem
nieprzyjemność być sądzonym i skazywanym w latach dwudziestych tego
stulecia, trudno stwierdzić czy nielogiczność analizy materiału dowodowego
jest normą ich wyrokowania, czy tylko ja zostałem ofiarą ich pokrętnego
rozumowania. Sędzia okręgowa, której dałem sposobność wyprostowania, na
korzyść emerytów, zawiłości myląco sformułowanych przepisów ZUS oczy-
wiście nie przychyliła się do tego. Mając tak negatywne doświadczenie z
łódzką Temidą, nie mam najmniejszych wątpliwości do sprawiedliwego i
sprawnego rozstrzygnięcia oczekującej mnie rozprawy majątkowej. Oczywiście
mam zbyt poważne obawy by wnieść ją przed jurysdykcję okręgu łódzkiego,
dla której nadal jestem ściganym łotrem.
Wiele lat temu rozwód moich śp. rodziców rozstrzygał sędzia o takim
samym nazwisku, jak skazujący mnie zaocznie. O ile nie jest to przypadkowa
zbieżność nazwisk (a jest rzadko spotykanym), dowodzi opinii o pokoleniowej
kastowości tego zawodu, o przenoszeniu balastu peerelowskiego na pokolenie
popeerelowskich potomków. Po moich doświadczeniach z polską kaleką
praworządnością, spodziewać mogę się tego, że jeśli nawiedzi mnie seryjny
samobójca, żaden jej organ nie podejmie się uczciwego wyjaśnienia tego
zejścia. (Oczywiście, nie będzie mnie to już w najmniejszym stopniu obcho-
dziło.) Polskie sądownictwo jest jednym z wielu państwowych urzędów,
działającym w interesie aktualnie sprawujących władzę, a nie mającym
najmniejszego odniesienia do ludzkiej sprawiedliwości. Obecnie politycznie
podzielone i skonfliktowane, stanowi "trzecią władzę" o dwugłowej hydrze,
którą należałoby potraktować sposobem zalecanym przez Wojciecha
Cejrowskiego, nie mając żadnej pewności, że nowa obsada będzie rozumniej-
sza, bardziej prospołeczna i mniej zaangażowana politycznie.
28 maja 1992 r. Sejm podjął uchwałę, w której zobowiązał ówczesnego
ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza do ujawnienia
nazwisk posłów, senatorów, ministrów, wojewodów, sędziów i prokuratorów
będących tajnymi współpracownikami Urzędu Bezpieczeństwa i Służby
Bezpieczeństwa w latach 1945-1990. 4 czerwca 1992 r. szef MSW przedsta-
wił w Sejmie tzw. listę Macierewicza z nazwiskami osób zarejestrowanych
w archiwach byłej SB jako tajni współpracownicy UB i SB. Lista nie obej-
mowała nazwisk sędziów i prokuratorów. Były na niej nazwiska najważniej-
szych osób w państwie: Prezydenta RP Lecha Wałęsy i ówczesnego mar-
szałka Sejmu. (Wiesława Chrzanowskiego, prezesa Zjednoczenia Chrześci-
jańsko-Narodowego, do którego należał również poseł Antoni Macierewicz.
Zakończyło się to, jak wiemy, unicestwieniem rządu Jana Olszewskiego.)



