dr Joanna Wieliczka-Szarkowa
Wyd. AA Kraków 2011
Czarna Księga Kresów
(9)
Dobrowolność wyjazdu z Kresów była oczywiście tylko pozorna, a określanie
przesiedlenia mianem "repatriacji", komunistyczną perfidią. Już w lutym 1945
r. pouczał starszy cenzor Ryszard Mogileński "Gazetę Ludową", że "ze Wscho
-du odbywa się repatriacja, a nie ewakuacja", bo ZSRS nikogo nie wysiedlał,
ale "Biuletyn Wewnętrzny Kresowiaków" zapytywał, "czy można nazwać
repatriacją wysiedlanie ludzi ze swych posiadłości dziedziczonych od wieków i
od wielu pokoleń?" i to na dodatek "w nieznane na nieznane warunki i pod
linię frontu". Dlatego też dużo bliższe prawdy jest określenie ekspatriacji, czyli
wygnania, bo jak zauważyła lwowianka Barbara Mękarska: "Wyrzucano nas z
domów jak bydło, kradziono nasz cały majątek, domy, biblioteki, muzea, zbiory,
zabytki, dorobek stuleci, mienie prywatne, ale przed światem Sowieci tworzyli
pozory, że to my 'wyjeżdżamy do Polski', zgodnie z własnym przekonaniem, że
miasto się słusznie Sowietom należy".
Wyjazd mógł być jednak jedynym ratunkiem przed bezpośrednim
zagrożeniem czy to przez NKWD, czy to ze strony nacjonalistów ukraińskich.
Wybór między komunistyczną Polską a Związkiem Sowieckim czasami był
wyborem mniejszego zła, lecz niekoniecznie. UB tropiło swoje ofiary i mordowa-
ło tak samo jak NKWD. Dlatego też sama decyzja o wyjeździe nie oznaczała
końca kłopotów, a wręcz przeciwnie, była ich początkiem.
W 2021, sytuacja polityczna Polski dramatycznie przypomina rok 1939. Wokół
sami wrogowie. Bardzo bliską jest federacja Białorusi z Rosją. Łukaszenka już
oświadczył, że Podlasie, nasze obecne Kresy, to ziemia białoruska. Przy udziale
Rosji nie miałby większego problemu z jego zajęciem i anektowaniem. Oczywiście
znalazłoby się tam niemało "Polaków", zapewne - zdecydowana większość prawo-
sławnych, tudzież tamtejszych lewaków, wspieranych przez komunistycznych
aparatczyków Unii Europejskiej, z entuzjazmem przyjmujących wyzwolicieli spod
polskiego ucisku. Kurpiów, od wiek wieków tam żyjących, a polskimi patriotami
zawsze będących, nowa, białoruska administracja potraktowałaby zapewne, jak
Polaków w latach 1939-41 i jak traktuje obecnie. Biedni Kurpsie wylądują daleko
za Uralem. Tymczasem wszystkie władze III RP niechętnie przyjmują rodaków ze
Wschodu. Wolą sprowadzać Ukraińców, Białorusinów, Czeczenów, Hindusów,
Wietnamczyków, Nepalczyków, Afrykanów, wolą nadawać Żydom polskie
obywatelstwo, byle nie Polakom ze Wschodu. Głupio jest oskarżać wrogich
sąsiadów i wiarołomnych sprzymierzeńców, sami będąc winnymi. Sami bowiem
wybieramy łotrów, by nami rządzili, tworzyli V kolumnę, sami chcemy powrotu
komunizmu, choćby w postaci unijnej.
Nie ustalono ile osób nie przeżyło transportu. Najczęściej umierały dzieci,
wyczerpane warunkami podróży, mniej odporne na zachorowania niż dorośli.
W jednym z raportów dla Generalnego Pełnomocnika napisano: "Symbolem
opieki medycznej w czasie drogi były trumienki ze zwłokami dzieci, umocowane
na dachach wagonów, które wieziono do Polski".
Przekroczenie granicy i wjazd do Polski nie oznaczały uwolnienia się od
Sowietów. Okazywało się, że Polski, o jakiej marzono i jaką mimo wszystko
niektórzy mieli nadzieję zobaczyć, nie było.
Syci, żyjący dostatnio, z ciepłą wodą nalewaną z kranów do własnych wanien,
przemieszczający się szybko i wygodnie własnymi samochodami na odległości,
które "repatrianci" pokonywali tygodniami, nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie
straszliwej gehenny deportacji, uczynionej naszym przodkom przez radzieckich
"przyjaciół". Nie bacząc co komuniści czynią, zdecydowana większość nas,
czerwona, zielona, tęczowa, życzy sobie żyć w tym systemie, w komunie unijnej
brukselsko-berlińskiej. Symbolem opieki medycznej naszej aktualnej brukselskiej
komuny są "białe miasteczka" i 150 tys. ponadnormatywnych trumien. Polski, jaką
spodziewaliśmy się zobaczyć po 1989 roku nadal nie ma i obawiam się, że kraj ten
wolnym od komunizmu nigdy już nie będzie.
Ekspatrianci czuli się w Polsce obco. Nie rozumiano tego, co przeszli.
"Z Ruskich w centralnej Polsce się podśmiewano. Opowiadano o nich zabawne
historie, mało kto jednak w czasie wojny czy później zdawał sobie sprawę z
grożącego Polsce niebezpieczeństwa. Uchodźcy z Kresów znali całą prawdę o
systemie, byli ponadto naocznymi świadkami zbrodni i teraz o nich opowiadali".
Byli dla komunistycznej władzy niebezpieczni, dlatego ich środowiska podlega-
ły szczególnemu nadzorowi ze strony aparatu bezpieczeństwa. W procesach
żołnierzy i działaczy Polski Podziemnej z Kresów najczęściej zapadały wyroki
śmierci. Tak zamordowano mjr Olechnowicza "Lawicza" czy mjr Szendzielarza
"Łupaszkę". Nawet w procesie ekspatriantów, członków Komitetu Ziem
Wschodnich, zajmującego się pomocą uchodźcom z Małopolski Wschodniej i
Wołynia w 1947 r. zapadły dwa wyroki śmierci. Jeden z oskarżonych w tym
procesie, profesor Tarnawski, tłumacz Szekspira, zmarł w więzieniu na
Mokotowie. Sąd nie zezwolił na przerwę w odbywaniu kary ze względu na stan
zdrowia, a jak stwierdził naczelnik więzienia: "Więzień Tarnawski Władysław
w więzieniu nie zmienił swego wrogiego stosunku do obecnej rzeczywistości".
Coś w centralnej Polsce wiedzieliśmy o Wołyniu, "repatriacji". Gówno
wiedzieliśmy! Dopiero po 75 latach dowiadujemy się tragicznej prawdy.



