"KACI WOŁYNIA"  (9)

     Hryhorij Perehiniak 
urodził się 7.02.1910 r., zginął 22.02.1943 w Wysocku 

     Perehiniak, jak większość ukraińskich zbrodniarzy, nie wywodził się z 
Wołynia, ale z Małopolski Wschodniej. Urodził się w Uhrynowie Starym 
w powiecie kałuskim w województwie stanisławowskim. Wieś ta w opinii 
polskiej policji stanowiła prawdziwą wylęgarnię ukraińskiego nacjonalizmu. 
Wcześniej urodził się tam Stepan Bandera, a także jego dwaj bracia, Wasyl 
i Ołeksander. Wszyscy oni byli synami greckokatolickiego proboszcza tej 
miejscowości Andrzeja Bandery, przywódcy nie tylko tej wsi i nie tylko 
duchowego. Poparł on utworzenie Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej 
i działalność jej struktur w powiecie kałuskim, był posłem do jej parlamentu.
Na terenie Uhrynowa Starego w okresie II Rzeczpospolitej rozwijały się 
dynamicznie różne ukraińskie organizacje, którym ton nadawał Andrzej 
Bandera, kierując je na nacjonalistyczne tory. Jego głównymi pomocnikami 
byli: Hryń Nebyłowycz, Dmytro Mychajljuk i Iwan Nebyłowycz. Wykonywali
rozkazy Bandery, który w tym czasie studiował we Lwowie i nie mógł być 
codziennie w rodzinnej wiosce. 
     We wsi działały legalne towarzystwa młodzieżowe Ług, Sicz i Płast, 
a nieco później nielegalne funkcjonujące w podziemiu Junactwo OUN. 
     W 1933 r. ojca Banderów, ks. Andrzeja przeniesiono do innej miejsco-
wości, ale następny ksiądz, Wołodymyr Sołomka, kontynuował jego działal-
ność. Perehiniak pracował wtedy w rodzinnej miejscowości jako kowal. Był 
więc człowiekiem silnym. Przyzwyczajonym do kucia żelaza ciężkim młotem.
Trening ten przydał mu się, gdy zamienił młot na topór, którym mordował 
Polaków. Chcąc bardziej przypodobać się swojemu idolowi lub zwrócić na 
siebie jego uwagę, zabił on wspomnianego sołtysa. 
     Bandera nie był człowiekiem łatwym w kontaktach. Górował zdecydowa-
nie nad otoczeniem, niezbyt łatwo pospolitował się z tłumem. Ukraińskim 
motłochem, który nie podzielał jego idei, najzwyczajniej gardził. Wypowiadał
się o nim lekceważąco: "Ciemny naród. Ni czytaty, ni pisaty". Nawet kole-
gom ze studiów, którzy przede wszystkim chcieli je skończyć, odmawiał 
podania ręki. Perehiniak wprawdzie podzielał jego ideologię, ale gdzie tam 
jemu było do Bandery, który pochodził ze znamienitego rodu. Matka 
Bandery też była córką kapłana greckokatolickiego. Jej rodzina od pokoleń 
zajmowała się działalnością społeczną i polityczna. Jeden z jej braci był 
posłem do parlamentu wiedeńskiego, drugi jednym z założycieli ukraińskiej 
spółdzielczości. 
     Nie przypadkiem wylęgarnią ukraińskiego szowinizmu były rodziny 
kościoła grekokatolickiego, którego większość kleru szerzyła rasistowską 
propagandę. Po zastrzeleniu polskiego sołtysa swojej wsi w 1935 r., Perehiniak
został skazany na dożywotnie więzienie. 
     Jak pisze dalej Kłymyszyn: 

"W więzieniu wsparliśmy go. Bardzo pomogło mu towarzystwo Stepana 
Bandery, wzmocniło go psychcznie. Pochodzili z sąsiedniej wsi. Bandera z 
Uhrynowa Starego, Perehiniak z Uhrynowa Górnego. Fakt, że syn księdza 
siedzi w tym samym więzieniu, to był dla niego najlepszy znak, że nie jest 
z nim tak źle." 

     Po wybuchu II wojny światowej, jak twierdzi Kłymyszym, władze 
więzienia ewakułowały więźniów na Świętym Krzyżu na wschód. Pisze, że: 

"Konwój szybko dogania niemiecka armia i więźniowie byli uratowani, 
a m.in. Perehiniak. W 1940 r. spotkałem go w Krakowie, w mundurze 
niemieckim. Bardzo przyjemnie było go spotkać i zobaczyć, jak bardzo się 
zmienił przez ten czas. Widać było, jak wiele skorzystał z tego, co nauczył 
się w więzieniu." 

     Perehiniak po wyjściu z więzienia nie spieszył się w rodzinne strony. 
Garnął się pod skrzdła Bandery, który swoją stolicę urządził w Krakowie, 
korzystając oczywiście z życzliwego patronatu Niemców. Zezwolili oni 
Ukraińcom na utworzenie społecznego komitetu. Pod jego opieką nacjona-
liści zaczęli prowadzić prace przygotowawcze do powołania struktur pań-
stwowych na terytoriach ukraińskich, zajętych przez Niemców. Zakładali 
bowiem, że wkrótce wybuchnie wojna niemiecko-sowiecka, z której Niemcy 
wyjdą zwycięsko. 
     Niemcy oczywiście ani myśleli o utworzeniu samodzielnej Ukrainy. 
Potrzebowali Ukraińców do działań wywiadowczych i dywersyjnych 
przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Stworzyli z nich dwie grupy pochodo-
we, które wchodziły na Ukrainę tuż za wojskami niemieckimi. Prehiniak 
wkraczał na Wołyń w składzie jednej z nich. Miał za sobą oczywiście 
odpowiednie przeszkolenie. Zaliczył m.in. trzy kursy szkolenia wojskowego 
OUN, rekrucki, dla młodszych podoficerów i podoficerów starszych. 
     Z grupy pochodowej, która miała za sobą wiele zbrodni na Żydach i 
Polakach, Perehiniak przeszedł na służbę do ukraińskiej policji pomocniczej,
będącej podporą niemieckich okupantów. Wraz z innymi policjantami brał 
udział w Holocauście Żydów. To bowiem ta formacja w znacznej mierze 
realizowała zagładę pod nadzorem Niemców. Znawcy problemu oceniają, 
że każdy z członków policyjnej grupy zamordował po kilkudziesięciu Żydów. 
     Po takim treningu mordowanie Polaków przychodziło już ukraińskim 
policjantom bardzo łatwo. A to oni stali się kadrą banderowskiej 
Ukraińskiej Powstańczej Armii. 

     W żaden sposób nie przysporzyło się obywatelom II RP tolerancyjne 
traktowanie terrorystów ukraińskiego pochodzenia, a także innych mniejszości 
narodowych. Mniejszości: ukraińska, litewska, żydowska, białoruska, wrogie 
Rzeczypospolitej, masowo poddawały się niemieckiej zależności od września 
1939 i opiece III Rzeszy. W XXI wieku okazuje się, iż co najmniej połowa 
obywateli III RP gotowa jest porzucić polskie obywatelstwo, opowiada się za 
likwidacją państwa polskiego i poddaniem się opiece niemieckiej, służą lub 
wyrażają gotowość służenia Niemcom jako obywatele landu Unii Europejskiej.
     Współcześni ukraińscy oficjele stwierdzają w publicznych wypowiedziach, 
że mordowanie Polaków na Wołyniu było reakcją odwetową wobec polskich 
zbrodni na Ukraińcach; ludobójstwem natomiast była "Akcja Wisła". Tam 140 
tysięcy bestialsko wymordowanych, tu - 140 tys. przesiedlonych do ponie-
mieckiej cywilizacji, gdzie najdotkliwszą katorgą była możliwość srania w 
domu, a nie za węgłem ukochanej półziemianki. Czym współcześni Ukraińcy 
odwdzięczają się ukrainofilskim rządom PO-PiS i prezydenta Andrzeja Dudy? 
Grożą powtórką Wołynia!